„Tylko SQN!”. Co myślą o nas nasi autorzy?
W tym wpisie sami nie będziemy zbyt dużo pisać, choć to jeden z najprzyjemniejszych tekstów, jakie stworzyliśmy. Z okazji 10-lecia poprosiliśmy naszych autorów, by napisali, co sądzą o współpracy z nami. Zrobiło nam się bardzo miło, gdy przeczytaliśmy, co przygotowali. Sprawdźcie i Wy!
Aneta Jadowska
Napisałam już osiem powieści i zbiór opowiadań, całkiem dobrze mi szło, ale miałam powody, by szukać zmiany, nowego miejsca na nowe projekty. O SQN słyszałam sporo od Kuby Ćwieka. Wiedział o moim jaskółczym niepokoju i problemach, z jakimi się mierzyłam.
– Wiesz, to może być jak match made in heaven. Dla obu stron – powiedział.
Jak przystało na dobrą swatkę, umówił nas na pierwsze spotkanie. Na które ledwie dotarłam, bo GPS wyprowadził mnie do pobliskiego kościoła. Niewiele pamiętam z tej rozmowy. Dopadło mnie pełne nerwowe zaćmienie. Byłam tak zdenerwowana, że nie zapamiętałam nawet twarzy Przemka, Michała i Łukasza, co rok później, na targach w Krakowie, doprowadziło do wpadki jak z komedii.
Przyjechałam z segregatorem pełnym notatek, wydruków, zdjęć z mood boarda, opowiadałam o dziwnie zniekształconym Warsie i Sawie, o Nikicie, o Robinie, dałam im do czytania fragment książki, która jeszcze nie istniała.
Kiedy na koniec spotkania Przemek uścisnął mi rękę i powiedział coś w duchu: „Skontaktujemy się z tobą”, serce mi prawie pękło. Myślałam, że to coś w stylu hasła „Zadzwonię” po pierwszej randce. Myliłam się. Musieli porozmawiać, przeczytać, pomyśleć. I podjąć zgodną decyzję. Ale najważniejsze, że byli na tak.
I to właściwie powiedziało mi wszystko, co musiałam wiedzieć o SQN w tamtym momencie. Nie są dyktaturą, ale demokracją. Można z nimi rozmawiać, dyskutować, na poziomie argumentów, racjonalnie. Są w stanie mnie zrozumieć nawet wtedy, gdy nerwowo mamrotałam o książce, którą była jeszcze tylko serią scen i obrazów tłoczących mi się w głowie. I są z tego rzadkiego gatunku ludzi, którzy mówią „da się”.
Ileż my zaliczyliśmy tymczasem pierwszych razów… Przychodzę z nowymi książkami, których się nie spodziewali. Z czymś szalonym, jak komiks dla dzieci, nieprzewidywalnym, jak skok w bok w krainę kryminalno-obyczajową, czy niezapowiedzianym, jak całkiem nowa powieść o Dorze Wilk… I wiem, że nie usłyszę, że oszalałam. Nie zawsze wszystko się da zrobić łatwo i szybko – ale nigdy nie padnie zdecydowane „nie da się”.
Jako autorka nie mogłabym sobie wyobrazić lepszej atmosfery do pracy, wolności do pisania tego, co mi w duszy gra, bez nacisków, sugestii, wpychania mnie w jakąś szufladkę, w której mi ciasno. Od czterech lat wydajemy razem książki i nie ma dnia, bym się z tego nie cieszyła. Mam nadzieję, że wiele przed nami.
Są wartości, które nauczyłam się kojarzyć z SQN: uczciwość, entuzjazm, komunikacja, pasja, zaangażowanie, dbałość o każdy szczegół i estetyka wydania, szacunek dla autorów i czytelników. I tendencja do rozpieszczania tych ostatnich.
A także młodość. Nie tylko dlatego, że to naprawdę młoda ekipa, ale też dlatego, że ochota do próbowania rzeczy nowych często mija z wiekiem. Dziesięcioletni SQN wciąż jest młody i to jego ogromna zaleta. Choć na ile zdążyłam poznać ludzi, którzy go tworzą – młodzi pozostaną jeszcze bardzo długo. Co najmniej do pięćdziesiątych urodzin.
Jakub Małecki
Pod koniec 2014 roku wysłałem do wydawnictwa SQN powieść pod tytułem „Dygot”. Była to historia opowiedziana w poszatkowany sposób i pozbawiona wszelkich powabów typowych dla przebojów książkowych, która z perspektywy wydawcy musiała wyglądać jak finansowy strzał w kolano. Właściciele SQN, jako jedyni na rynku, postanowili jednak zaryzykować. W konsekwencji ich decyzji w niedługim czasie spełniły się wszystkie moje literackie marzenia i spotkały mnie rzeczy, o których marzyć nie śmiałem. Dziś, sześć lat i sześć powieści po wysłaniu tamtej wiadomości, cieszę się, że wciąż mogę pracować z ludźmi, którzy w prowadzeniu wydawnictwa kierują się nie tylko prognozami finansowymi i zasadami biznesu, ale również prawdziwą wrażliwością i miłością do literatury.
Przemek Rudzki
Jeśli ktoś mnie pyta, gdzie powinien wydać książkę, zawsze powiem, że w SQN. Dziesięć lat temu zrobili coś ważnego – otworzyli przed kibicami bramy do raju z całą paletą treści sportowych. Pamiętam czasy, w których kupienie w Polsce książki sportowej było szukaniem białych kruków, dziś – w olbrzymiej mierze dzięki SQN – to najłatwiejsza sprawa pod słońcem.
Znam ludzi, którzy stworzyli ten zespół, obserwowałem, jak to się rozrastało, sam miałem wielką przyjemność wydać u nich pozycję „Futbol i cała reszta” i wiem, że to zawodowcy w kwestiach organizacji pracy autora – począwszy od redagowania książki, a skończywszy na promocji. Byłem też po drugiej stronie, gdy wielokrotnie organizowali dla mnie wywiad z jakąś ważną osobistością ze świata piłki, i tutaj również nigdy nie było najmniejszego problemu.
Dekadę później SQN to oczywiście nie tylko sport, a otwarcie głów na inny rodzaj literatury z pewnością jest oczyszczające. Sukces choćby Kuby Małeckiego pokazuje, że potrafią nie tylko kupić licencje na dobre książki sportowe, ale i wypromować swoich autorów w zupełnie odmiennych gatunkach. Liczę na to, że nasza współpraca dopiero się zaczęła i razem zrobimy dużo fajnych rzeczy. Trzymam kciuki za wiele kolejnych lat dobrej roboty.
Rafał Fronia
W swych dziecięcych marzeniach bywamy policjantami, lekarzami, strażakami, czasem również pisarzami. A pisarz potrzebuje czytelnika. I tu pojawia się… wydawca. Dlaczego więc SQN?
Gdy wróciłem z wyprawy na K2, a zapytany o książkę podjąłem w końcu decyzję, że się z tym zmierzę, otrzymałem trzy poważne oferty z wydawnictw.
Pierwsze wiedziało, jak to zrobić, i krok po kroku wytłumaczono mi, co muszę. A pisarz przecież nic nie musi.
Drugie tak niejasno posłużyło się cyframi, że poczułem nieufność. A pisarz musi mieć wiarę i ufność.
Na spotkanie w trzecim przyszedł sam prezes. W jeansach, w koszulce i z uśmiechem przy kawie w centrum handlowym powiedział: „Ty pisz, my zrobimy z tego książkę, a potem będzie pięknie”. To był… dobry plan. Bo dla pisarza oprócz tego wszystkiego, co go pcha do pisania, ważne jest coś jeszcze. – żeby wydawca, pragnąc osiągnąć sukces, nie zabrał mu jego własnej myśli.
Stefan Szczepłek
SQN wpisuje się w historię piłki nożnej. Nie tylko z powodu dziesięciu lat działalności, przypadającej na niezłe lata polskiego futbolu, z Euro 2012 na naszych stadionach czy z udziałem reprezentacji w finałach mistrzostw Europy i świata. Jeśli obchodzisz urodziny kalendarzowo między meczem na Wembley 73 a urodzinami Pelégo, Diego Maradony, Lwa Jaszyna i Kazimierza Deyny, to jesteś skazany na piłkę.
Mam świadomość, że SQN to nie tylko piłka. W moim pokoju regały z książkami sportowymi zajmują trzy ściany. Stoi tam lub leży w sumie około trzech tysięcy woluminów, niektóre wydane jeszcze w XIX wieku. Już się nie mieszczą na półkach, więc te książki, do których nie zaglądam, stawiam w drugim rzędzie, a potem zapominam, gdzie je wetknąłem.
Tych z SQN taki los nie spotyka (no, poza jedną, poświęconą selekcjonerowi, który nie był moim faworytem). One zawsze stoją w pierwszym szeregu, w sumie około siedemdziesięciu tytułów. Ktoś powie: dostaje z wydawnictwa, to ma. Prawda, ale gdybym nie dostawał, tobym kupował. Bo warto.
SQN wypełniło na polskim rynku trwającą niewytłumaczalnie długo pustkę. Po peerelowskim wydawnictwie „Sport i Turystyka”, w którym cykl wydawniczy trwał trzy lata, SQN jest pierwszym wydającym książki poświęcone wszystkim dyscyplinom sportu, tyle że w cyklu trzymiesięcznym.
Dwa tomy „Mojej historii futbolu”, które ukazały się w 2015 i 2016 roku, są jednymi z najładniej wydanych książek sportowych w Polsce. Było czym ilustrować, bo przydała się moja pasja kolekcjonerska, grafik okazał się dobry, a wydawnictwo nie oszczędzało. Jako autor miałem wielką satysfakcję. A kiedy przy okazji prac nad książkami odwiedziłem wydawnictwo w Krakowie i zobaczyłem, że tam wszyscy urodzili się długo „po Wembley”, nabrałem pewności, że chłopaki dadzą radę.
Dają od dziesięciu lat, w czasie których z juniorów stali się doświadczonymi seniorami, a wydawnictwo zdobyło na rynku zasłużoną markę. Następną książkę też chciałbym wydać w SQN. Jeśli jeszcze pozwolą.
Anita Werner
Michał Kołodziejczyk
Jak to się zaczęło? Mieliśmy za sobą sześć podróży i materiał na sześć rozdziałów, choć napisane tylko trzy. Mieliśmy też naszą pasję, z którą tak szczegółowo opisywaliśmy nasz plan na książkę, że na pierwszym spotkaniu online zagadaliśmy trzech poważnych panów z SQN. Później okazało się, że poważni byli dlatego, że to o nas od początku myśleli poważnie, mimo epidemii, mimo kryzysu, mimo trudnych czasów. A jeszcze później pokazali, jacy są naprawdę: nowocześni, kreatywni, odważni i skuteczni. Pokazali też, że mają wizję i że im się chce. Mamy tak samo. Dlatego w temacie słów tak dobrze rozumieliśmy się także bez słów. Pisanie książki jest trochę jak szykowanie dziecka na pierwszy dzień szkoły: ma najlepiej wyglądać, zrobić najlepsze wrażenie, pokazać, jakie jest mądre, i jeszcze do tego wszyscy mają je od razu polubić. Dobrze mieć w tym procesie najlepsze możliwe wsparcie: kiedy można liczyć na odpowiedź w każdej chwili, dyskusję w każdym temacie, kiedy można liczyć też na dane słowo, a do tego na dobrą jakość. Panowie, bardzo Wam za to wszystko dziękujemy.
Jerzy Chromik
Pierwsza polonistka z klas I–IV SP – Pani Janina Osuch.
Pierwsze trzy tomy przeczytane w trzy wieczory? „Winnetou” – w wieku 10 lat, z plecami opartymi o piec kaflowy.
Pierwsza książka wygrana na loterii? Zaginiona na poddaszu rodzinnego domu – „Małpolud przychodzi po swoją czaszkę”.
Pierwsza oferta napisania biografii – „Gmoch Zorba”.
Pierwsza oferta z gotową umową – „Szpakiem karmieni”, książka zaplanowana z Darkiem Szpakowskim.
Pierwsza napisana po trzech latach? „On, Strejlau”.
Pierwsza dedykacja złożona na sygnalnym egzemplarzu – „Przemku, nie chwalmy drukarni przed zamknięciem księgarni”.
Druga, ta niedokończona – „On, Szaran”.
Wydawnictwo do końca życia? Tylko SQN!
Dlaczego? Bo najłatwiej o kryptoreklamę!
Andrzej Strejlau powtarza teraz bezkarnie prawie w każdej transmisji telewizyjnej – sine qua non.
Tomasz Łapiński
Spotkałem Piotra Stokłosę na spotkaniu przedpremierowym z Marcinem Feddkiem w R-Golu. Tłum ludzi, znane postacie piłkarskiego światka i Piotr. Przedstawił się, a ja pomyślałem: „Na nich”. Miałem dopiero w głowie zarys fabuły „Szmaty”, ale gadałem, jakbym napisał ją już trzy razy. Niewiele mówił, cierpliwie mnie wysłuchał, pozwolił mi się wystrzelać, po czym spokojnie stwierdził: „Chętnie rzucimy okiem”.
Gdy rok później, po wielomiesięcznej walce ze sobą, w końcu wysłałem Piotrkowi mail z tekstem, byłem pełen obaw. Szybko dostałem odpowiedź: „Panie Tomku, niech pan nam da tydzień, zastanowimy się i odezwiemy”. Drugi mail od wydawnictwa przyszedł po 15 minutach: „Wydajemy!”.
Dopiero potem zaczęła się robota! Najpierw walka z tekstem i z kapitalnymi redaktorami, Grześkiem Krzymianowskim i Joanną Miką, o każde zdanie. Potem zostałem z ramienia wydawnictwa samozwańczym reżyserem filmu zapowiadającego „Szmatę” i złapałem za twarz ekipę filmową – niektórzy chyba przestali mnie lubić. No i spotkania, wywiady promocyjne, czyli ciężka harówa. Głęboko się zastanawiałem, czy wydam drugą książkę.
Ale właśnie skończyłem pisać „Kolekcję”, historia jest jeszcze ciepła, ociekająca niewiadomą.
Jakub Ćwiek
Mam wrażenie, że głównym powodem, dla którego związałem się z wydawnictwem SQN na długie lata, była świadomość, że możemy się traktować po partnersku, ale i kumplowsku. I to zarówno, kiedy jest dobrze, wszystko idzie super, mamy pomysły, energię i świeci słonko, jak i wtedy, gdy coś się strasznie sypie.
Pamiętam, że kiedy padła propozycja współpracy – poprzedzona deklaracją spełnienia mojego marzenia, czyli wydania komiksu – wiedziałem o Wydawnictwie SQN dwie rzeczy. Po pierwsze – że zajmują się przede wszystkim książkami sportowymi. Po drugie – że Przemek Romański, jeden z szefów, napisał kiedyś pierwszą drukowaną recenzję mojego „Kłamcy”. Po pierwszych spotkaniach dowiedziałem się jeszcze czegoś – że są otwarci na szalone pomysły!
Jestem przekonany, że na myśl o moich fantazjach nieraz przewracali na zebraniach oczami. Ale zawsze można było z nimi porozmawiać, nic nie szło z założenia w odstawkę. W ten sposób zrealizowaliśmy razem dwa Rock’and’ready, czyli obwoźne festiwale promujące czytelnictwo w duchu rock and rolla. Zrealizowaliśmy „Przez Stany POPświadomości”, czyli szaloną wyprawę przez Stany śladami popkultury. Przymierzyliśmy się do stworzenia serialu internetowego – nie wyszło, ale przecież nie wszystko musi, nie? – i wciąż lubimy siadać i gadać, co będzie dalej.
Najbardziej jednak cenię sobie ekipę SQN za to, jak finalnie rozwiązujemy sprawy trudne. Bo i takie były w naszej historii. Rzeczy, które poszły źle z jednej czy z drugiej strony, sprawy odpuszczone, niedopilnowane. Ile mieliśmy takich przez osiem lat? Nie wiem i nie chce mi się liczyć. Ale rozwiązaliśmy wszystkie i wciąż witamy się z uśmiechem, rozmawiamy o prywatnych sprawach i wzajemne towarzystwo jest nam miłe.
Lubię wpadać do biura w Krakowie. Lubię w zasadzie wszystkich, którzy tam teraz pracują, a których dane mi było poznać. Lubię myśleć, że jestem częścią tej fajnej rodzinki. Nawet jeśli moja w niej rola to „ten szurnięty wujek”.
Jacek Antczak
Był rok 2012. Wymieniliśmy maile i przyjechali – z Krakowa do Wrocławia. Najpierw było zdziwienie, bo w drzwiach Literatki (kawiarnia w centrum Wrocławia) pojawiło się dwóch chłopaków koło trzydziestki. Rozmowa o najlepszym polskim koszykarzu i zagadka, kogo mam na myśli – Łukasz Kuśnierz i Przemek Romański zdali mój prywatny test (choć jeden z nich rzucił: „Maciek Zieliński?”, ale tę odpowiedź uznałem za niemal prawidłową). Opowiedzieli o swoim niedawno powstałym wydawnictwie, o planach i pomysłach. Byli fajni, nie grali biznesmenów, więc dogadaliśmy się szybko i tak po roku ukazał się „Adam Wójcik. Rzut bardzo osobisty”, pierwsza biograficzna książka o polskim koszykarzu.
Tak jak Wydawnictwo Czarne literaturę faktu, tak właściwie Wydawnictwo SQN wypromowało w Polsce modę i czytelnicze, a nie tylko kibicowskie, zainteresowanie książkami sportowymi. Fantastyczne jest to, że w ofercie wydawnictwa pojawiło się także wiele opowieści o polskich sportowcach, nie tylko o piłkarzach. To w SQN ukazała się bodaj najlepiej napisana biografia sportowca, jaką czytałem, i w ogóle wzorzec z Sèvres dla autorów – „Michael Jordan. Życie”. Wyśmienitym pisarzem z ich stajni, odkryciem SQN, jest Kuba Małecki, świetni są Kuba Ćwiek i Tomek Duszyński.
Parafrazując motto pewnej księgarni, mogę napisać, że uważam, że „SQN to prawdziwe wydawnictwo, a nie magazyn czy hurtownia książek” i że nie tylko „sprzedaż się liczy”. Najlepiej świadczą o tym dwie historie.
Gdy w 2017 roku zmarł Adam Wójcik, czytelnicy i jego fani błyskawicznie, w jeden dzień, wykupili ostatnie egzemplarze, które były jeszcze w księgarniach. Ale chętnych na nią było znacznie więcej. Załamany odejściem przyjaciela, nie chciałem jednak dodruku. Zdzwoniliśmy się z Przemkiem i z Łukaszem i właściwie bez słów ustaliliśmy, że dodruk pojawi się może za pół roku, a może za rok. I tak się stało.
I druga historia: Przemek przeczytał mój reportaż o Piotrku Hercogu i zapytał, czy nie byłoby z tego książki – i znowu przyjechali (choć bez Łukasza), tym razem jednak do Kudowy, do Piotra, który miał też drugą propozycję, od konkurencji. Przemek opowiedział o wydawnictwie, powiedział, jak widzi książkę i naszą współpracę. I wyszło pięknie.
Czego SQN bardzo życzę? Żeby zawsze im wychodziło, dużo i pięknie. Żeby zawsze byli w czubie tego wyścigu Tour de Book i żeby zawsze przestrzegali zasad fair play, bo to warunek konieczny, sine qua non, żebym za dekadę znów mógł składać im takie życzenia!
Piotr Żelazny
Kiedy dogadywałem się z Wydawnictwem SQN, by wydać wspólnie „Kopalnię – sztukę futbolu”, bardzo szybko pozbyłem się wszelkich wątpliwości. W trakcie naszych rozmów zrozumiałem bowiem, że moje ukochane dziecko oddaję w ręce ludzi, którzy myślą i czują tak jak ja. Którzy są pasjonatami i którzy nie pozwolą, by stała mu się krzywda. Wiedziałem, że „Kopalnia” trafia do profesjonalistów, ale zarazem też do ludzi, którzy po prostu kochają swoją pracę. Którzy z wydawania książek uczynili treść życia. A ja nie potrafię przejść obojętnie wokół pasjonatów, ludzi, którzy całkowicie się czemuś oddają. Może to być zbieranie podstawek po piwie, może być robienie muzyki, a może być wydawanie książek. Jeśli robisz to z pasją i całym sobą, to mnie kupiłeś. Całego. I czuję, że w SQN to właśnie pasja jest wciąż najważniejsza. Mam nadzieję, że przed nami jeszcze wiele dekad współpracy.
Andrea Anastasi
Dla mnie osobiście sporym zaskoczeniem był fakt, że w ogóle pojawił się pomysł powstania książki, której bohaterem jest zagraniczny trener. To była ciekawa przygoda i cieszę się, że wydawnictwo zdecydowało się postawić na nas, tym bardziej że pisaliśmy, by wesprzeć szczytny cel. Książki o sporcie są na rynku bardzo potrzebne, więc dobrze, że są ludzie, którzy decydują się je wydawać.
Kamil Składowski
SQN, z którym mam przyjemność współpracować od kilku lat, to dla mnie przede wszystkim otwarci ludzie. Otwarci na nowe pomysły i wyzwania. Patrząc na liczbę oraz jakość wydawanych książek o sporcie, nie sposób nie zauważyć, że mamy do czynienia z absolutnymi pasjonatami tej dziedziny naszego życia. Oby tej pasji, Przemku, starczyło Wam na kolejny tysiąc wspaniałych książek!
Tomasz Duszyński
Nie tylko na boisku czy parkiecie liczy się zespół. Cieszę się, że wpierw jako czytelnik, a teraz autor stanowię część teamu SQN. Odliczyliście do dziesięciu, ale nigdy nie leżeliście na deskach. Do tego potrzeba pasji i charakteru. Wszystkiego najlepszego na kolejne rundy!
Samantha Shannon
Współpraca ze wspaniałym zespołem SQN to jeden z najjaśniejszych punktów mojej kariery. To oni uczynili moje książki dostępnymi dla tak wielu czytelników w Polsce, umożliwili mi osobisty kontakt z tymi czytelnikami, a do tego zawsze wkładali w swoją pracę niesamowite serce, pasję i wysiłek. Mam nadzieję, że będę mogła wydawać u nich książki jeszcze przez wiele lat.
Gratulacje z okazji dekady działalności!
Roland Lazenby
Wszystkiego dobrego z okazji dziesiątych urodzin dla mojego polskiego wydawcy, SQN! Moja książka o Michaelu Jordanie została przetłumaczona na 18 czy 19 języków. Oczywiście doceniam, ile ciężkiej pracy kosztowało moich zagranicznych wydawców przetłumaczenie mojego 700-stronicowego dzieła, bo to niemałe przedsięwzięcie, ale SQN jest według mnie wydawcą wyjątkowym. Uwielbiam dyrektora Piotra Stokłosę i jego ludzi! Mam wręcz poczucie, jakbyśmy razem dorastali, bo gdy wydawnictwo podejmowało się przetłumaczenia mojej książki, istniało na rynku dopiero od czterech lat. Nie bez znaczenia jest również fakt, że moja książka została Sportową Książką Roku 2015, a to najlepiej świadczy o tym, jak ciężko pracowano w SQN, by dotrzeć z nią do czytelników.
Życzę wielu kolejnych sukcesów w nadchodzących latach.
Simon Kuper
Gdy SQN wydał po polsku moją Futbonomię, z wielkim zaskoczeniem i wdzięcznością przyjąłem zaproszenie do Polski, które otrzymałem razem ze Stefanem Szymanskim, współautorem książki. Naprawdę mało który z naszych zagranicznych wydawców zdobył się na coś takiego. Z jeszcze większym zaskoczeniem i wdzięcznością przyjąłem fakt, że Piotr Stokłosa i jego ludzie z SQN umówili nam rozmowy z licznymi przedstawicielami mediów. W dużej mierze to właśnie dzięki SQN bardzo miło spędziłem czas w Warszawie, a przy okazji zjadłem coś wybornego. Każdy autor marzy o takim wydawcy.
Guillem Balagué
Jedną z przyjemności wynikających z bycia pisarzem jest możliwość poznawania wydawców, którzy traktują książkę tak samo jak jej autor, czyli jak nowo narodzone dziecko. Tworzą doskonałą okładkę, znajdują doskonały papier, doskonale książkę promują. Z moich doświadczeń wynika, że właśnie takim wydawcą jest SQN. Z radością przyjmuję fakt, że nadal włączają moje książki do swojego wyjątkowego zbioru. Wszystkiego dobrego z okazji dziesiątej rocznicy istnienia!
Ronald Reng
Mam wielu zagranicznych wydawców, ale najbliższe relacje utrzymuję właśnie z wydawnictwem SQN, ponieważ tworzą je osoby pracujące nad książkami sportowymi z niekłamanym entuzjazmem i posiadające dużą wiedzę na ten temat, ale może jeszcze ważniejszy jest fakt, jak mili i zaangażowani ludzie tam pracują.
KSIĄŻKI, KTÓRE MOGĄ CIĘ ZAINTERESOWAĆ
AKTUALNOŚCI
„Blizna” J...
Czytelnicy książek Juana Gómeza-Jurado będą w siódmym niebie! Już wiosną na Canal+ zobaczą kolejny serial, na podstawie jego thrillera. Tym razem ekranizacji doczekała się „Blizna”, którą Wydawnictwo SQN wydało na początku 2024 roku. To nie koniec dobrych wieści – dwa pierwsze odcinki serialu będzie można zobaczyć już…
Obyczaje, tradycje i o...
Obyczaje, tradycje i obrzędy wprost ze świata dawnych Słowian Wraz z Muzeum Archeologicznym z dumą zapraszamy na spotkanie pt. Obyczaje, tradycje i obrzędy wprost ze świata dawnych Słowian. Spotkanie i warsztaty dla dzieci z Moniką Maciewicz, autorką książki Mali Słowianie, odbędą się już 17 listopada w Muzeum…
Zostaliśmy partnerem a...
Z dumą informujemy o nawiązaniu współpracy z projektem Instytutu Książki pod nazwą BookStadion – inicjatywą promującą czytelnictwo wśród młodych miłośników piłki nożnej. Dzięki temu partnerstwu pragniemy inspirować dzieci i młodzież do odkrywania literatury poprzez sportowe emocje. BookStadion: gdzie futbol spotyka literaturę …