Wywiad z Piotrem Chojnowskim, autorem „Hotelu Żaglowiec”
Kolejny debiutant na pokładzie Wydawnictwa SQN! Książką „Hotel Żaglowiec” skradł serca czytelników, a dziś opowiada nam o kulisach jej tworzenia, pomysłach na tych przedziwnych bohaterów i autorach, którzy go inspirują.
Poznajcie Piotra Chojnowskiego!
W “Hotelu Żaglowiec” jest dużo absurdu, niedorzeczności, mówi się nawet o podobieństwach z twórczością Wesa Andersona, skąd pomysł na taką powieść?
Początków powieści szukałbym w czasach, kiedy myśli o żadnej powieści nawet jeszcze nie było. Wracając do pisania jako hobby po kilku dobrych latach przerwy, tworzyłem różne krótkie teksty i opowiadania, głównie zahaczające o sci-fi. Po napisaniu kilku z nich przyjrzałem im się krytycznym okiem i dostrzegłem problem: każdy stworzony przeze mnie bohater mówił w taki sam sposób, czyli dokładnie tak jak ja sam. Zdałem sobie sprawę, że naturalnie ściąga mnie do pisania dialogów „własnym głosem”.
Pomyślałem, że potrzebuję remedium i sam wymyśliłem ćwiczenie, które miało mi pomóc w tworzeniu unikalnych postaci. Krótkie scenki, dwie, czasem trzy strony: barman rozmawia z gościem. Gość za każdym razem miał być inny, celowo przerysowany, przekolorowany i będący niemal karykaturą swoich własnych głównych cech. Miałem jeden konkretny cel: nauczyć się tak pisać dialogi, żeby czytelnik był w stanie bez podpisywania wypowiedzi rozpoznać, kto jest ich autorem. Żeby każdy głos był unikalny.
Scenki zaczęły powstawać, a potem rosnąć, pęcznieć, mnożyć się. Z czasem zamiast jednej z nich, każda z postaci zaczęła dostawać dla siebie cały rozdział, z wieloma sytuacjami i dialogami. Potem bohaterowie zupełnie wymknęli się spod kontroli, zaczęli ze sobą poznawać, dyskutować i przeskakiwać ze swoich prywatnych rozdziałów do cudzych. I tak to sobie rosło, aż pewnego dnia pomyślałem: „Cholera, będzie z tego książka”. Nie pozostało nic innego, jak zebrać ten radosny chaos do kupy, nadać mu pewne narracyjne ramy i pogodzić się z tym, że proste ćwiczenie niepostrzeżenie wyewoluowało w powieść.
Bardzo osobliwi bohaterowie – czy spotkałeś takich osobliwców, dziwaków na swojej drodze?
Spotkałem i spotykam nieustannie, chociaż często zadaję sobie pytanie, czy to oni sami są osobliwi, czy stają się tacy dopiero po przeciśnięciu przez filtr moich historii. Dawno temu zapadło mi w pamięć motto jednego z kolegów: „Nie pozwól, żeby prawda zniszczyła piękno opowieści”, i od tej pory nie potrafię wyleczyć się z koloryzowania, przesadzania i wyolbrzymiania, byle tylko było zabawnie i ciekawie.
Jeśli chodzi o bohaterów „Hotelu Żaglowiec” – mogę zapewnić, że żaden z nich nie jest stuprocentową kalką kogoś poznanego w moim życiu, ale za to każdy stanowi połączenie cech częściowo zaobserwowanych bądź zasłyszanych u różnych osób. A do tego mniejszą lub większą cząstkę mnie samego.
Pozornie prosta konstrukcja – krótkie historie mogą być czytane jako opowiadania, ale mają one wspólny mianownik? Czy łatwo było napisać taką powieść z punktu widzenia debiutanta?
Zdecydowanie mają wspólny mianownik, pomimo początków w zupełnie osobnych i niezależnych scenkach, centralna postać barmana oraz miejsce akcji szybko zlepiły je w jedną całość. Nie potrafię sobie teraz wyobrazić tej książki jako zbioru oderwanych od siebie opowiadań.
W pisaniu trudne było dla mnie zawsze oderwanie się od innych zajęć, otworzenie notesu i zabranie się do roboty. Po pokonaniu lenistwa słowa płynęły już same, a spisywanie słyszanych uchem wyobraźni dialogów stanowiło czystą przyjemność.
Którzy autorzy, jakie książki były dla Ciebie inspiracją?
Na pewno ogromny wpływ miała na mnie twórczość sir Terry’ego Pratchetta (głównie cykl „Świat Dysku”) i Josepha Hellera („Paragraf 22”) – z nich czerpałem styl poczucia humoru, absurdalnych dialogów i wariackich bohaterów. Oryginalny pomysł hotelu jako miejsca akcji narodził się podczas lektury „Świata Według Garpa” Johna Irvinga. Są też dwie powieści, które pomogły mi odnaleźć w sobie luz i pewność siebie odpowiednio w zakresie zabawy bohaterami („Sto lat samotności”, Gabriel Garcia Marquez) oraz zabawy językiem („Lolita”, Vladimir Nabokov).
Ale równie wiele (jeśli nie więcej) inspiracji czerpałem ze świata filmu. Dialogi Quentina Tarantino, Martina McDonagha, braci Coen; kolorowy, wizualny styl twórczości Wesa Andersona i Edgara Wrighta; nonszalancko absurdalny humor nowozelandzkich komików (Taika Waititi, Jemaine Clement). Plus wiele, wiele innych, drobnych niekiedy nawiązań, zapożyczeń i wzorów z filmów niekiedy zupełnie od „Hotelu Żaglowiec” odmiennych – do których wypatrywania na kartach powieści gorąco zachęcam.
KSIĄŻKI, KTÓRE MOGĄ CIĘ ZAINTERESOWAĆ
AKTUALNOŚCI
„Blizna” J...
Czytelnicy książek Juana Gómeza-Jurado będą w siódmym niebie! Już wiosną na Canal+ zobaczą kolejny serial, na podstawie jego thrillera. Tym razem ekranizacji doczekała się „Blizna”, którą Wydawnictwo SQN wydało na początku 2024 roku. To nie koniec dobrych wieści – dwa pierwsze odcinki serialu będzie można zobaczyć już…
Obyczaje, tradycje i o...
Obyczaje, tradycje i obrzędy wprost ze świata dawnych Słowian Wraz z Muzeum Archeologicznym z dumą zapraszamy na spotkanie pt. Obyczaje, tradycje i obrzędy wprost ze świata dawnych Słowian. Spotkanie i warsztaty dla dzieci z Moniką Maciewicz, autorką książki Mali Słowianie, odbędą się już 17 listopada w Muzeum…
Zostaliśmy partnerem a...
Z dumą informujemy o nawiązaniu współpracy z projektem Instytutu Książki pod nazwą BookStadion – inicjatywą promującą czytelnictwo wśród młodych miłośników piłki nożnej. Dzięki temu partnerstwu pragniemy inspirować dzieci i młodzież do odkrywania literatury poprzez sportowe emocje. BookStadion: gdzie futbol spotyka literaturę …